Strona główna » “Zu dę daś?”. Z języka owadziego przełożył Michał Rusinek
Książki dla dzieci Polecenia Zapowiedzi i nowości

“Zu dę daś?”. Z języka owadziego przełożył Michał Rusinek

Zu dę daś? Carson Ellis, Michał Rusinek

„Du iz tak?”, „Koi ke bzzz?”, „Wazn Teez?”, „¿Mau iz io?”, „Te to té?”, a po polsku „Zu dę daś?”. Pewnie łapiesz się w tym momencie za głowę – co to w ogóle wszystko znaczy, a jak to wszystko wymówić. Niestety my również nie mamy pojęcia. W końcu to owadzi język, i właśnie w tym języku powstała książka. Oryginał w odmianie owadziego angielskiego Carson Ellis przełożył na owadzi polski język i przeniósł na naszą rodzimą łąkę Marcin Rusinek. I jak sam skomentował, to najdziwniejsza książka, jaką kiedykolwiek tłumaczył.

Nagradzana książka dla dzieci Carson Ellis

Na początek odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego warto kupić książkę „Zu dę daś?”, która w polskim tłumaczeniu ukazała się z początkiem jesieni nakładem Wydawnictwa Wytwórnia. Amerykańska autorka i ilustratorka, być może niektórym znana już w Polsce dzięki picturebookowi „Domy” (Wydawnictwo Wilga), otrzymała za nią Medal Caldecott’a w 2017. Jest to najbardziej prestiżowe w USA wyróżnienie książek dziecięcych (picturebooków), które przyznawane jest od 1938 roku. Owadzia książka znalazła się również na liście Białych Kruków Międzynarodowej Biblioteki Młodzieżowej w Monachium.

Językowy żart czy jednak rozmowa z sensem?

Bez wątpienia praca nad tłumaczeniem tekstu „Du iz tak?” to ogromne wyzwanie dla tłumacza. Niektóre ze słów autorka wymyśliła dla robaczków sama. Ale inne są rzeczywistymi słowami z różnych języków. W pierwszych tłumaczeniach na inne języki okazało się, że wydawcy nie zdawali sobie sprawy, że dialogi owadów mają z założenia sens, a nie są tylko nic nieznaczącym bełkotem. Dla przykładu – Carson Ellis nazwała w owadzim języku drabinę słowem „ribble” i powtórzyła to określenie dwa razy, żeby podpowiedzieć czytelnikowi znaczenie. Jednak we francuskiej propozycji przekładu słowo to nie powtórzyło się. Zapytani redaktorzy i tłumacze o tę sprawę byli zszokowani, że książka „Du iz tak?” to nie zlepek przypadkowych słów czy językowy żart.

Biorąc jeszcze pod uwagę, że konstrukcja zdań w poszczególnych językach różni się, rozszyfrowanie rozmowy bohaterów na nasze może przyprawić tłumacza, a potem czytelnika, o zawrót głowy. Co nie zmienia faktu, że czytanie książki w języku owadzim (koniecznie na głos!) to przednia zabawa! Przeczytaj chociaż jedno zdanie w tym języku – gwarantujemy, że uśmiech pojawi się na Twojej twarzy.

Cykl życia rośliny z mikrokosmicznej perspektywy

Być może zastanawiasz się, jaki zamysł miała amerykańska pisarka, pisząc i ilustrując taki oryginalny picturebook. Otóż Carson Ellis chciała stworzyć książkę dla dzieci, która przybliżyłaby im temat cyklu życia rośliny. Ale opisywanie całego procesu z perspektywy dorosłego miałoby raczej marne szanse na powodzenie, by zaciekawić maluchy. Postanowiła więc zmienić sposób patrzenia.

  Jako dziecko jedną rzeczą, którą byłam naprawdę zainteresowana, był ten mikrokosmiczny świat, który dzieje się wokół roślin i pomyślałam, że inne dzieci również będą tym zainteresowane. Naprawdę chciałam, żeby to działało na różnych poziomach.

Tytuł angielski książki Carson Ellis w tłumaczeniu z owadziego brzmi „What is that?”. Za to już holenderski „Kek Iz Tak?”, a portugalski „Ke Iz Tuk?”. Polscy czytelnicy za to zapytają „Zu dę daś?”. Ale potem nie będzie już tak łatwo. Owady gromadzą się nad wystającym z ziemi na łące kawałkiem zieleni. Ważka pyta – „Zu dę daś?”. I zaczyna się dialog:

– Me bim.
– Na na!
– Zu dę daś?
– Dę bycha tjak.
– Me bim.
– Kai tjak?
– Toberny mad szebin.
– Kat.
– Pozyjatmy Igo.

Kiedy toczą dziwny robaczkowy dialog, roślinka pokazuje swoje listki i rośnie w górę. Na szczęście wyposażeni w ilustracje mamy szansę rozszyfrować znaczenie tej rozmowy, a przynajmniej mniej więcej się domyślić. W ramach ciekawostki dodamy, że dla ułatwienia pracy tłumaczy autorka udostępniła wersję angielską tekstu. Jednak jest ona ściśle tajna i żaden czytelnik nigdy nie widział jej na oczy.

Na koniec odpowiedzmy sobie na jeszcze jedno pytanie. Dla kogo jest ta książka? Dla małych fascynatów przyrody, dla miłośników językowych łamańców, dla wszystkich małych i dużych, i tych, którym odkrywanie niecodziennych książek sprawia mnóstwo przyjemności.

„Zu dę daś?” w tłumaczeniu Michała Rusinka, któremu mówimy „chapeau bas!”, kupisz TUTAJ.

Kasia

Kiedy byłam w zerówce, nauczyłam się czytać, żeby już więcej się nie nudzić. Od tej pory pochłaniałam kolejne książki, czytając – ku zgrozie pozostałych domowników – przez pierwsze lata na głos. Z kolei w szkole cały czas kończyło mi się miejsce na bibliotecznej karcie, bo byłam tam codziennym gościem. W zawrotnym tempie przerobiłam wszystkie tytuły Astrid Lindgren i do dziś mam sentyment do „Ronji, córki zbójnika”. Chociaż moim ukochanym tytułem z dzieciństwa pozostaje wciąż „Zajączek z rozbitego lusterka”. Na szczęście wraz z wiekiem miłość do książek nie zanikła, a wręcz miała okazję rozkwitnąć dzięki już ponad 5 – letniej pracy w księgarni.
Jednak nie samą literaturą żyje człowiek. Kiedy nie czytam, haftuję tamborki z joginkami i wyciszam umysł, praktykując ashtangę. Za to z wykształcenia jestem psychologiem i arteterapeutką, dlatego mam słabość do psychologicznej literatury i książek Yaloma. Uwielbiam dzieci i kocham literaturę dziecięcą, więc niech nie zdziwi Cię duża liczba wpisów na temat moim zdaniem najbardziej wartościowych książek dla najmłodszych. Sama posiadam ich zawrotną liczbę - nie bez powodu maluchy znajomych mówią na mnie „ciocia od książek”. W kościach czuję, że w bliżej nieokreślonej przyszłości zostanę pisarką książek dla dzieci. Ale wracając do teraz – na co dzień trenuję swoją cierpliwość, dzieląc dom z czwórką kotów i znajdując kłaki oraz żwirek we wszystkich możliwych miejscach.

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować