Strona główna » Kontrowersyjna “Pianistka” Elfriede Jelinek ponownie w księgarniach
Literatura piękna Zapowiedzi i nowości

Kontrowersyjna “Pianistka” Elfriede Jelinek ponownie w księgarniach

Pianistka ponownie w księgarniach

Gdy Wydawnictwo W.A.B. ogłosiło na profilu facebookowym, że “Pianistka” wraca na półki księgarń w nowym wydaniu, sporo komentarzy dotyczyło popularnego filmu, który powstał na jej postawie. A co ze mną? – zdaje się krzyczeć książkowa Erika, zanotowana na kartkach powieści dziwnym, trzymającym w napięciu językiem Elfriede Jelinek. Rzecz dotyczy relacji matki z córką – są osobnymi istotami, ale pozostają ze sobą splecione w toksycznej więzi. Jest w niej uczucie, które uznają za miłość i są wrzaski, kłótnie, wyzwiska, ale przede wszystkim potrzeba ciągłej kontroli. Stłamszone nierozerwalną nicią, która rozpościera się między nimi, kobiety koegzystują na kartkach tej bezkompromisowej książki.

Mamusia i córusia

Erika zrobiła wiele dla matki: urodziła się dla niej, żyje dla niej, gra dla niej, ubiera się dla niej, oszczędza dla niej i posłusznie znosi dla niej każde kolejne “dla niej”. Jednocześnie Erika kupuje sobie nową sukienkę, którą matka za moment wydrze jej z rąk. Zresztą Erika i tak nie miałaby gdzie ubrać tej sukienki, bo (dla niej) żyje tylko między pracą a konserwatorium wiedeńskim, w którym uczy gry na pianinie. Nie została sławnym muzykiem (zawodząc tym ambicje matki), a o mężczyznach, miłości i jakichkolwiek własnych intymnościach dawno już zapomniała. (O ile można zapomnieć o czymś, czego nigdy się nie doświadczyło.)

Zdarza się, że Elfriede Jelinek prowadzi narrację swojej powieści w taki sposób, że, czytając kolejne linijki tekstu, trudno nie stracić orientacji – czy pisze o matce, czy o córce. Innym razem jednak kreśli między nimi wyraźną granicę. Jakby chciała powiedzieć swoim bohaterkom, by zamiast nieustannie budować z siebie autodestrukcyjną maszynę, wreszcie rozeszły się każda w swoją stronę. Wie to autorka, wie to czytelnik, ale bohaterki nie potrafią spojrzeć tej prawdzie w oczy.

W tym wszystkim, jak to w literaturze bywa, oczywiście musi dojść do jeszcze większych komplikacji. Do rzeczywistości nieszczęsnego męczeństwa Eriki i tłamszącej władzy matki, dołącza jeszcze mężczyzna. Co z tego wyniknie? Z pewnością bogactwo językowe, ciekawe wykorzystanie form gramatycznych i płynność tekstu, który płynie, płynie, płynie…

Jelinek znana jest z ostrości języka i wrzącej atmosfery swoich tekstów. “Pianistka” nie bez powodu została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków. Polską wersję zawdzięczamy tłumaczeniu Ryszarda Turczyna, który stanął przed niełatwym zadaniem przełożenia dla nas charakternej i charakterystycznej prozy austriackiej noblistki.

“Pianistka” jako metafora

Ogromną wartością powieści Jelinek jest jej wielopoziomowa wymowa. Historię dwóch zależnych od siebie kobiet można oczywiście czytać z myślą o intymnych stosunkach człowieka do człowieka. Można jednak iść krok dalej i zastanowić się nad “Pianistką” w kontekstach społecznych i kulturowych. Książka bywa interpretowana jako metafora władzy, dominacji patriarchalnej i uważana jest nawet za zobrazowanie miejsca sztuki we współczesności. Muzyka jest bowiem dla Eriki ucieczką i przyjaciółką, ale jednocześnie pozostaje jej największą udręką. Gdyby nie pianino, być może matce nie zależałoby aż tak na zaznaczaniu, że to oto dziecko należy właśnie do niej. Gdyby “to oto dziecko” nie było tak zdolne i nie miało nic do zaprezentowania, to być może byłoby wolne?

Cóż, zarówno dla nas, jak i dla Eriki są to tylko domysły.

Oszałamiająca, druzgocząca, redefiniująca ustalone odwiecznie wartości kobiety i rodziny – tak określić można “Pianistkę”. Feminizm, który silnie zaznacza się na kartkach powieści, był, jest i zapewne zawsze będzie bliski autorce. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że głównymi bohaterkami jej najsławniejszej powieści są kobiety uwikłane w świat.

Jeszcze do niedawna “Pianistka” była jedyną autobiograficzną powieścią Elfriede Jelinek i zarówno wydawcy, jak i księgarnie chętnie głosiły ten fakt, aby przyciągnąć uwagę odbiorców. Istotnie jest to coś wartego uwagi, choć dziś wiemy już, że Jelinek napisała drugą książkę, która będzie odnosić się do jej życia i która również ma wkrótce ukazać się po polsku. Mowa oczywiście o “Angabe der Person”, w której podobnie jak w “Pianistce” znajdziemy fabułę obnażającą dany system i to, jak pozbawia on człowieka indywidualności, intymności i wolności.

Jelinek lubi w swojej prozie łączyć to, co osobiste z tym, co wystawione na widoku. Jej postaci charakteryzuje skrytość i szorstkość – ta jednak zdaje się wynikać z głęboko zakorzenionego w nich braku. Jakiego braku? Przede wszystkim braku wolności, braku wrażliwości wobec samego siebie i przede wszystkim braku poczucia, że znaczy się coś więcej niż to, co o nas mówią i za kogo nas uważają. Proszę jednak nie zrozumieć mnie źle – Jelinek nie bawi się w żadne pocieszanie czytelnika pogrążonego w szarości życia. To, co robi autorka przypomina raczej rozdrapywanie ran, które goimy obojętnością.

Zatem, choć film Michaela Haneke jest niezwykle interesujący, dajmy raz jeszcze szanse książkowej “Pianistce”. Powieść Elfriede Jelinek jest do kupienia TUTAJ.

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować