Strona główna » “Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej” – premiera nowej książki o patronce roku 2023 w maju
Biografie Zapowiedzi i nowości

“Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej” – premiera nowej książki o patronce roku 2023 w maju

"Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej"

Joanna Gromek-Illg, autorka książki “Szymborska. Znaki szczególne” wraca z nową publikacją. Nie odchodząc od formy “intymnego portretowania noblistki” (jak określano jej pierwszą książkę), zabiera czytelników w sferę przedmiotów. Czy w pokoju zostało coś oprócz słynnego kota noblistki? Co jeszcze znajdzie się w prywatnych zbiorach Szymborskiej? O czym świadczą te – no właśnie – rzeczy, które pozostawiła po sobie poetka? O tym wszystkim w książce Joanny Gromek-Illg, o której opracowanie graficzne zadbał Witold Siemaszkiewicz.

Wisława Szymborska i “Martwa natura z balonikiem” – skąd pomysł na nową książkę Joanny Gromek-Illg?

Skąd pomysł na książkę “Powrót pogubionych rzeczy…”? Niewątpliwie związek z tytułowymi “pogubionymi rzeczami” ma wiersz “Martwa natura z balonikiem”. To właśnie w tym utworze Szymborska, ustami podmiotu lirycznego, domaga się, aby w czasie umierania powróciły do niej jej pogubione rzeczy. I to właśnie fragment tego utworu da się dostrzec na okładce książki Joanny Gromek-Illg. Kolażowa struktura książki z pewnością może być traktowana jako nawiązanie do wiersza “Martwa natura z balonikiem”, w którym Szymborska pisze:

Zamiast powrotu wspomnień
w czasie umierania
zamawiam sobie powrót
pogubionych rzeczy.

Oknami, drzwiami parasole,
walizka, rękawiczki, płaszcz,
żebym mogła powiedzieć:
Na co mi to wszystko.

W następnych wersach podmiot liryczny wymienia kolejne i kolejne przedmioty, przywołując je do siebie, aby móc przez ich obecność określić swój stan:

Agrafki, grzebień ten i tamten,
róża z bibuły, sznurek, nóż,
żebym mogła powiedzieć:
Niczego mi nie żal.

(…)

Zegarku, wypłyń z rzeki.
pozwól się wziąć do ręki,
żebym mogła powiedzieć:
Udajesz godzinę.

Wreszcie wiersz kończy się nostalgicznym (czy smutnym, to inne pytanie) westchnięciem do balonika. Podmiot prosi owy balonik, aby uciekł i odleciał w siną dal:

Odfruń w otwarte okno.
odfruń w szeroki świat
niech ktoś zawoła: O!
żebym zapłakać mogła

W wierszu “Martwa natura z balonikiem” Szymborska wyraża swój stosunek do świata materii. Podobnie jak Białoszewski w “Szarych eminencjach zachwytu” poetka swój stosunek do świata wyraża przez związek z elementarnymi cząstkami codzienności, czyli właśnie przedmiotami. Wszystkie te parasole, walizki, rękawiczki, płaszcze, agrafki, grzebienie, róże z bibuły, sznurki, nożyki, kluczyki, zaświadczenia, przepustki, ankiety, zegarki i baloniki – o których pisze Szymborska, są dla niej materialnym odbiciem naszej wewnętrznej natury. To przez te rzeczy określamy się, z nimi współżyjemy, wobec nich jesteśmy jacyś, one często czynią nas kimś. O tym wszystkim jest wiersz, którego słowami zatytułowano książkę “Powrót pogubionych rzeczy…”. A o czym jest sama książka?

O czym jest książka “Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej”?

Jak głosi tytuł: fotoopowieść. Ale czy to możliwe, aby tak obszerna publikacja (224 strony) mogła składać się wyłącznie ze zdjęć? Wiadomo przecież, że Szymborska nie lubiła wcale pozować i być fotografowana – a jednak, pozostawiła po sobie sporo pamiątek obrazowych, których fotokopie znajdziemy w nowej książce Joanny Gromek-Illg. Spodziewajmy się więc zdjęć noblistki, które ukazują ją w najróżniejszych – śmiesznych i poważnych – sytuacjach. Być może w nowej książce o Szymborskiej znajdziemy również pocztówki, bo jak twierdzi Michał Rusinek:

Można ją [Szymborską] było nazwać kolekcjonerką pocztówek. Zbierała je podczas wojaży po całym świecie. Im bardziej kiczowata była kartka, tym jej wydawała się piękniejsza. A żeby je wszystkie posegregować, potrzebnych jej było mnóstwo szuflad. Uważała, że to najważniejszy mebel i zarazem wynalazek tej samej wagi, co chociażby koło.

Poza zdjęciami i pocztówkami, z pewnością na kartkach tej fotoopowieści ujrzymy wiele mniej oczywistych rzeczy. Jak np. słynne kolaże noblistki, w których ujawnia się jej ironiczny i zdystansowany stosunek do świata. Być może w książce “Powrót pogubionych rzeczy…” znajdziemy również niektóre z przedmiotów włączonych kilka lat temu w wystawę “Szuflada Szymborskiej”? Jeśli tak, to niewykluczone, że obecne będzie tam coś z tego, o czym w kontekście wystawy pisano (już jakiś czas temu) na portalu Narodowego Centrum Kultury:

na samej górze komody były schowane instrukcje obsługi, które nazywała „obstrukcjami”. W jednej z szuflad znajdziemy też wizytówki i naklejki, którymi lubiła się podpisywać czy pieczątkę z przedwojennego krakowskiego magistratu „wdowa sierota”, która służyła jej do składania dedykacji. W kolejnej szufladzie znajdziemy bibeloty, jakie z wielką radością przyjmowała od przyjaciół, jak choćby: nietypową zapalniczkę w kształcie okrętu podwodnego czy świnkę-pozytywkę.

“Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej” – po co komu ta książka?

To wszystko póki co jedynie domysły – aby rzeczywiście przekonać się, co skrywały zakamarki pokoju poetki, musimy zaczekać na majową premierę książki “Powrót pogubionych rzeczy. Fotoopowieść o Wisławie Szymborskiej”. Szczegóły dotyczące przedpremierowego zakupu będzie można znaleźć TUTAJ.

Pytaniem, które można zadać sobie, widząc zapowiedź takiej publikacji, jest z pewnością: po co tworzyć książkę o rzeczach? Nawet jeśli były to rzeczy kogoś sławnego, uznawanego za wielkiego – po co? Otóż, choć jest to jedynie moje zdanie, myślę, że po to właśnie gromadzimy pamiątki, aby któregoś dnia, gdy nie będzie nas już na świecie, mogły one opowiedzieć naszą historię. Wszystkie te bibeloty, zapiski, listy, kartki i pierdółki naszej wielkiej poetki pokazują, że pod powłoką sławnej noblistki Szymborska była człowiekiem uwikłanym w codzienność. Jej przyziemne i nieraz może śmieszne exegi monumentum znajduje swoje odbicie dzięki nowej książce Joanny Gromek-Illg i Witolda Siemaszkiewicza, do której lektury wszystkich Was zapraszam.

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować