Podnieś rękę, jeśli kupujesz książki i czytasz je na bieżąco! Ale bez upiększania rzeczywistości poproszę. Uff, pierwszy etap za nami. Jeśli tak jak ja zdarza Ci się przynosić do domu kolejne i kolejne tomy, nawet jeśli nie zdążysz przeczytać dopiero co zakupionego nabytku, witaj w klubie. Rozsiądź się wygodnie i przybij piątkę. To, jaką sztukę uprawiamy, to tzw. tsundoku. Brzmi enigmatycznie? To czytaj dalej.
Codzienność miłośnika książek
XXI wiek to nie są wcale łatwe czasy dla miłośnika książek. Każdy tydzień, a nawet kilka dni w tygodniu oznaczają nowe premiery wydawnicze. W Twoim kalendarzu brakuje więc już miejsca na zapisywanie dat kolejnych zapowiedzi, których nie możesz przegapić.
Co miesiąc powtarzasz sobie, że teraz to już na serio nie możesz pozwolić sobie na kolejne wydatki na książki, skoro i tak masz tyle jeszcze do przeczytania. Znajomi pytają, jak podobała Ci się ostatnia powieść, którą kupiłaś/eś, a tymczasem Ty myślisz, jak im powiedzieć, że właściwie to nie skończyłaś/eś, bo kupiłaś/eś kolejną książkę. Kończy się pierwszy tydzień miesiąca bez kupowanie książek, a Ty masz na koncie już zakup 3 nowości i rozważasz kolejne. Ok, ten miesiąc nie wyszedł. Może kolejny się uda. W końcu zawsze możesz zaoszczędzić na jedzeniu i też wyjdziesz na zero. Nazywasz siebie minimalistą, a znajomi z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami komentują zawartość Twoich regałów? Ok, można być minimalistą z pominięciem literatury.
Jest co prawda jeszcze jeden mały problem, bo w domu kończy Ci się miejsce na półkach. Może już skończyło, więc kolejne przestrzenie zapełniają się tomiszczami. Ktoś powie – może kupisz po prostu nowy regał? Ale to by oznaczało, że musisz kupić większe mieszkanie, a co wtedy z pieniędzmi na książki? Właściwie to jednak zacznijmy od początku. Nie masz za co kupić mieszkania, bo najwięcej pieniędzy zainwestowałaś/eś w… książki. Czy w testamencie można w takim razie ująć, komu je przekażesz?
Znasz te problemy dnia codziennego? Dobrze się składa, bo ja też!
Tsundoku – nałogowe kupowanie książek
To, co nam dolega, to tsundoku. Możesz więc odetchnąć z ulgą. Taki rodzaj zbieractwa dotyczy nie tylko Ciebie i nie jesteś pierwszy. Przypadłość, do której nazwę wymyślili już Japończycy w XIX wieku (1868-1912), nie jest niczym nowym. Mimo że słowo tsundoku wywodzi się z Azji, to nie tylko mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni dotyka to uzależnienie. Nieważne jaki gatunek książki kupujesz i gromadzisz. Warunek musi być jeden – liczy się ilość. I to wcale niemała…
To słowa oznacza dosłownie czytanie stosu. Zapisane jest po japońsku jako 積ん読. Tsunde oku czyli 積んでおく oznacza „pozwolić, by coś ułożyło się”. Jednak na przełomie wieków niektórzy zamienili słowo oku (おく) na doku (読) co oznacza czytać. Z tego względu, że trudno powiedzieć tsunde doku, postanowiono połączyć te słowa, tworząc tsundoku.
Jak widzisz, jeśli kochasz książki i równie mocno kochasz je kupować, to nie jesteś sam/a. Podobno A. Edward Newton, pisarz i kolekcjoner książek, zgromadził w swoim życiu ponad 10 000 egzemplarzy! Jak zwykł mawiać:
Tsundoku a bibliomania
Jednak co ważne, tsundoku a bibliomania to dwa słowa o zupełnie innym znaczeniu. Podczas gdy tsundoku oznacza gromadzenie książek z zamiarem ich przeczytania w bliżej nieokreślonej przyszłości, bibliomania zaliczana jest nawet do rodzaju objawów zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Osoba cierpiąca na tę przypadłość obsesyjnie kupuje i zbiera książki bez wyraźnej intencji ich przeczytania. Celem jest stworzenie wyjątkowej kolekcji książek.
Tsundoku i co dalej?
Diagnoza diagnozą, ale co dalej? Czy da się wyleczyć z tsundoku? Szczerze mówiąc, nie doszukałam się nigdzie wzmianki o lekarstwie na tę czytelniczą chorobę. Może jednak warto zastanowić się, co Tobie daje obecność książek w domu.
Ja z pewnością wiem, że dla mnie mieszkanie bez porządnego regału z mnóstwem książek to nie dom. Od dzieciństwa przebywałam w otoczeniu książek, więc wiem coś na ten temat. Uwielbiałam wyjmować z półek i przeszklonych gablotek kolejne tomy, dotykać okładek, wąchać kartki, układać według wielkości albo tematów. Od kiedy tylko nauczyłam się czytać, byłam codzienną bywalczynią biblioteki i non stop kończyło się miejsce na mojej bibliotecznej karcie. Jeśli miałabym więc wymienić jedną rzecz, bez której nie wyobrażam sobie mojej egzystencji, są to książki. Czy zamierzam więc przestać je kupować? Nigdy w życiu!
Bibliothecary
Z pewnością każdy z nas ma swoje skrywane uzależnienie, o którym wstydzi się mówić. Chwalenie się stosem niedokończonych lub jeszcze niepozaczynanych książek nie jest godne pochwały, ale świadczy o jednym. O Twojej ogromnej miłości do czytania i… braku czasu. Więc następnym razem, kiedy ktoś skomentuje Twoje zbieractwo, odpowiedz z dumą, że praktykujesz sztukę tsundoku.
A na koniec przytoczę Ci jeszcze jedno słowo, które powinien znać każdy mol książkowy.
W tym wpisie na koniec nie namawiam Cię już do zakupu żadnej książki, bo wiem, że Twoja lista nigdy się nie kończy i nie chcę Cie doprowadzać do rozpaczy. Ale zaapeluję. Kupujmy książki i troszczmy się o nie! Z pozdrowieniami spod stosu książek.
Skomentuj