Strona główna » “Ruchome święto”. W Paryżu lat 20. z Hemingwayem
Literatura piękna Polecenia

“Ruchome święto”. W Paryżu lat 20. z Hemingwayem

Ruchome święto. Ernest Hemingway

“Ruchome święto” od Wydawnictwa Marginesy w przekładzie Miłosza Biedrzyckiego to nowe wydanie ostatniej powieści jednego z najsławniejszych pisarzy modernizmu – Ernesta Hemingwaya.  Książka opowiadająca o młodości, a pisana w dorosłości jest dziełem sklejanym z fragmentów przeszłości niczym kolaż. Rzecz obrazująca życie pisarzy “straconego pokolenia”, nietracąca aktualności i wciąż prowokująca do nowych dyskusji. Jej pierwsze polskie wydanie ukazało się w 1966 roku.

Notatki znalezione w hotelu Ritz

Był rok 1956, gdy Hemingway wraz z żoną wrócili do Paryża. Nie zrobili tego z własnej chęci, ale z powodu odwołania ich wyjazdu do Afryki. Oboje byli w kiepskiej formie zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Hemingway popadł w letarg i depresję. Wyjazd do Afryki miał pomóc mu w ukończeniu powieści. Skoro jednak został w Europie, czuł, że stracił szansę. Niespodziewanie jednak dyrekcja hotelu Ritz oznajmiła, że w przechowalni czekają na niego rzeczy, które zostawił pod koniec lat 20. Kufry, które mu później przyniesiono, zawierały liczne zapiski, notatki i wycinki z gazet. Hemingway miał rzekomo sam określić je jako całkiem emocjonujące znalezisko. To właśnie na ich bazie powstała powieść “Ruchome święto”.

Na facebookowej stronie wydawnictwa czytamy, że:

Opowieść rozpoczyna się od sceny, w której Ernest Hemingway odbiera w hotelu Ritz w Paryżu kufer z zapomnianymi własnymi rękopisami. Jest rok 1956. Minie pięć lat, zanim przed samobójczą śmiercią pisarz skończy pisać “Ruchome święto”. To czas, kiedy notatki nabierają kształtu, przeobrażają się w książkę, aby dotrzeć do czytelnika już po odejściu Hemingwaya, w 1964 roku.

Czym jest “Ruchome święto”?

Ponieważ autor powieści zmarł przed jej pierwszym wydaniem i – czego dowiadujemy się z nowego wydania Marginesów – nigdy nie nadał ostatecznego kształtu zakończeniu powieści oraz wstępowi, trudna do ustalenia była kwestia tytułu. Ten, który wybrano, ponoć zasugerował A.E. Hotchner. Pamiętał on, jak podczas jednej z rozmów w barze hotelu Ritz Hemingway powiedział:

Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu jako młody człowiek, to dokądkolwiek się udasz przez resztę życia, idzie on za tobą, bo Paryż jest świętem ruchomym.

W tej ostatniej książce pisanej na chwilę przed samobójstwem autor opisał swoje relacje z wieloma znanymi osobami ze świata literackiego, jak np. z Ezrą Poundem, Francisem Scottem Fitzgeraldem, jego żoną i również pisarką Zeldą, czy Sylvią Beach. Wszystko to pomaga wyobrazić sobie ten artystyczny świat drugiego dziesięciolecia XX wieku oraz przesiąknięty alkoholem i nieskończonymi rozmowami o sztuce ówczesny Paryż. “Ruchome święto” to powieść utrzymująca się w duchu modernizmu i wciąż budząca fascynację tamtymi dniami, w tamtym mieście, wśród tych ludzi…

“Ruchome święto” w nowym wydaniu Marginesów

Książka została ponownie wydana, choć wprowadzone zmiany, przypisy i komentarze nie zostały otwarcie zaproszone do świata literackiego. Wielu badaczy niechętnie podchodziło do nowego wydania, które miało być tym właściwszym. Żona Hemingwaya wprowadziła bowiem pewne korekty przed pierwszym wydaniem książki w 1964 roku. W latach 70. literaturoznawcy porównali opublikowaną powieść z treścią notatek autora i już wtedy jasne było, że są to wersje od siebie różne. Wtedy wnuk Ernesta Hemingwaya podjął się próby rekonstrukcji właściwej treści książki.

Warto jednak podkreślić – za profesor Ann Douglas – że żadna z tych wersji nie będzie nigdy ostateczna, bo taka wersja w ogóle nie zdążyła powstać. Hemingway zabił się pozostawiając po sobie prawie – prawie! – ukończoną powieść i w oparciu o to należy czytać “Ruchome święto”. Zdaje się jednak, że można uznać to za duży plus nowego wydania, że autorzy wstępu i przypisów zadbali o zaznaczenie tych wątków powieści, które nigdy nie doczekały się ukończenia przez prawowitego ich autora.

Zachęcam więc do zapoznania się z nowym wydaniem “Ruchomego święta” zarówno fanów Ernesta Hemingwaya, jak i tych, którzy nie mieli okazji jeszcze go czytać. Książkę kupisz TUTAJ.

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować