Marcin Kącki to polski reporter, redaktor m.in. “Gazety Wyborczej”, a także dramaturg i pisarz. Ma na swoim koncie kilka książek, spośród których dwie zdobyły wiele nagród. Mowa o “Białystok. Biała siła, czarna pamięć” oraz “Oświęcim. Czarna zima”. W swoim najnowszym reportażu “Chłopcy. Idą po Polskę” Kącki przygląda się środowisku korwinistów i konfederatów oraz ludziom, którzy ich popierają. Zdaje się, że główne pytanie, które stawia przed sobą Kącki brzmi: co kieruje młodych ludzi ku Konfederacji?
“Chłopcy. Idą po Polskę”
Marcin Kącki wszedł wśród konfederatów, a potem w swojej książce spisał to, co usłyszał i zaobserwował. W jaki sposób Kącki portretuje swoich bohaterów? To pytanie z pewnością nasuwa się każdemu. W niektórych opiniach na temat książki przeczytać można, że Kącki robi z konfederatów hipokrytów – inni natomiast twierdzą, że konfederaci sami się w ten sposób przedstawiają i nie potrzebują wcale pomocy autora reportażu.
Dr Piotr Napierała, polski historyk i publicysta, w swojej recenzji na platformie YouTube, o książce Marcina Kąckiego mówi:
W recenzji Jakuba Majmurka czytamy natomiast:
Co znajdziecie w książce “Chłopcy. Idą po Polskę”? Przede wszystkim próbę dotarcia do tego, dlaczego ludzi (zwłaszcza młodych mężczyzn) pociągają poglądy i działania konfederatów. Pierwsza część książki skupia się w dużej mierze na postaci Janusza Korwina-Mikke. Dalsza część książki (zdaniem dr. Piotra Napierały środkowa część nieco się “rozłazi”) próbuje wyciągnąć esencję z szerokiego spektrum charakterów, z których składa się środowisko zwolenników Konfederacji.
Książka napisana jest lekkim językiem, a więc nawet osoby nieobeznane w tematach politycznych nie muszą bać się jej lektury. Jeśli jesteście ciekawi nowego reportażu Marcina Kąckiego, to książkę “Chłopcy. Idą po Polskę” znaleźć możecie tutaj.
Fragment książki “Chłopcy. Idą po Polskę”:
To było jakoś wiosną 2021 roku – Janusz Korwin-Mikke przyszedł prosto z Sejmu, z komisji etyki, na której dostał naganę, a może dopiero na nią szedł, nie zrozumiałem, bo mówił szybciej niż zwykle – karambole anegdot zbitych na blachę w zdania.
Siedzimy w biurze partii, niedaleko Sejmu. Korwin kładzie nogi na stoliku, kładę i ja. Gdyby spojrzeć z góry, od drzwi, wyglądamy jak pięć po siódmej, przy czym ta krótsza wskazówka to moje.
Im częściej odbiera telefony, tym głębiej zapada w fotel, no to i ja, żeby też nie wyglądać zbyt poważnie, i prawie leżymy, gdy wchodzi młody działacz z herbatą. Jest tak swobodnie z prezesem Korwinem, że mam ochotę położyć swoje nogi na jego, ale powstrzymuje mnie ostatni wpis o „homosiach”.
Patrzy na szklankę i cukierniczkę, podnosi się, no to i ja. Chwyta za łyżeczkę i ładuje. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma z wahaniem, a jednak, i szybkie kółeczka. Podnosi, łyk, odstawia. Znów gotowy się rozłożyć, ale nie, poprawia żwawo marynarkę.
– I co to będzie? – pyta.
– Nie wiem jeszcze.
– O mnie?
– No wiadomo.
Wchodzi sekretarka, przypomina o spotkaniu. Skądś ją znam. Tak, na pewno widziałem jej zdjęcie. Zaraz, to nie sekretarka, tylko wysoko postawiona działaczka partyjna. Pewien działacz Korwina po pijaku zwierzał się innemu, że trzeba ją wykończyć, a najlepiej doprowadzić do samobójstwa.
– Pan ma dużo czasu? – Korwin dosypuje dziewiątą i dziesiątą łyżeczkę.
– Będę chyba potrzebował więcej. – Nie spuszczam wzroku z działaczki, która wychodzi tak dyskretnie, jakbyśmy spali.
Skomentuj