Strona główna » “Johnny”. Historia przyjaźni księdza Jana Kaczkowskiego i Patryka Galewskiego
Ciekawostki Literatura piękna Polecenia

“Johnny”. Historia przyjaźni księdza Jana Kaczkowskiego i Patryka Galewskiego

Johnny

O księdzu Janie Kaczkowskim słyszało się wiele jeszcze wtedy, gdy żył. Mijają kolejne lata od jego śmierci, a pamięć o nim kwitnie. Niech tekst ten stanowi zachętę do zagłębienia się w życie i działanie księdza Kaczkowskiego, a być może najlepszym na to sposobem będzie przeczytanie książki Macieja Kraszewskiego “Johnny”. Jest to niedługa powieść, która z pewnością nie jest najwyższej klasy literaturą pod względem formalnym, ale za to jest dziełem o człowieku i dla człowieka. I właśnie ten niezwykle ludzki charakter książki Kraszewskiego zdaje się być sednem całego jej czaru.

Ks. Jan Kaczkowski – kim jest Johnny?

Jan Kaczkowski sam mawiał, że nie trzeba przecież być katolikiem, by być dobrym człowiekiem. Zatem jego religijność – choć nie daje się ona zupełnie pominąć – chciałabym odłożyć na chwilę na bok i zacząć od czegoś dużo bardziej podstawowego, czym dla każdego z ludzi jest jego natura. Zgodnie z naszą naturą i zgodnie z tym, co głosił ks. Kaczkowski,  “jesteśmy biologią, jakoś się musimy zepsuć”. Kaczkowski z wykształcenia był bioetykiem, a więc swój umysł i rozmyślania poświęcił tajemnicy dobra i zła, która spotyka się z fizjologią i cielesnością. Metafizykę rozważał przez nieuniknione i konieczne przemijanie drugiego człowieka – a później również przez swoje własne. Dawid Ogrodnik, który w filmie na podstawie książki “Johnny” wcielił się w rolę Jana Kaczkowskiego, tak wyrażał się o granej przez siebie postaci:

Najbardziej poruszyła mnie w historii Jana jego częsta obecność przy tajemnicy przejścia między życiem a śmiercią. To, co obiektywne, stało się w pewnym momencie subiektywne, co w ostatecznym rozrachunku zaświadcza o cudzie życia i jego nieprzewidywalności.

Johnny był więc świadkiem ostatnich chwil. Był tym, kto wykonywał telefony za umierających, którzy nie mieli już odwagi zmierzyć się z przeszłością i w ich imieniu prosił byłe żony, dawnych przyjaciół lub porzucone dzieci o przebaczenie. Był też pośrednikiem między życiem a śmiercią, w którą nie wierzył. Bo jak mógłby wierzyć w definitywny koniec, obcując codziennie z tym mistycznym doświadczeniem umierania i codziennie obserwując ludzi przechodzących – nie odchodzących! – na tę drugą stronę?

Wiara w drugiego człowieka

Ksiądz Kaczkowski powiedział:

Wiara czyni cuda, zwłaszcza ta w drugiego człowieka.

I choć jednocześnie często powtarzał, że w cuda trzeba zawsze wierzyć, ale nie wolno się ich nigdy spodziewać, to trudno nie odnieść wrażenia, że sam – przez nieuchwytny fenomen swojej szczerości i dobroci – stał się cudem dla wielu.

Narratorem powieści Kraszewskiego jest Patryk Galewski. Podobnie jak tytułowy bohater jest to postać autentyczna, której historia życia stanowiła bazę przy pisaniu książki. Patryk był przestępcą i narkomanem – włamywaczem, złodziejem i zadłużonym dilerem poszukiwanym przez policję. Życie tak się potoczyło – choć zapewne ksiądz Jan powiedziałby, że to kwestia planu Bożego – że ten młody i zdesperowany chłopak, nie widząc dla siebie żadnej przyszłości, pogrążony w kłopotach moralnych, psychicznych i finansowych, postanowił spróbować się zabić właśnie wtedy, gdy Jan Kaczkowski dowiedział się o śmiertelnej, terminalnej diagnozie. Ta nieprawdopodobna zbieżność czasu faktycznie przypomina cud. Zdaje się, że dzięki tej samobójczej próbie, po której Patryk trafił w ręce policji i wyrokiem sądu trafił do pracy w hospicjum, jedno życie zdołało przedostać się w ciało kogoś innego, kto tego życia był już niemal pozbawiony i tym sposobem trwa dalej.

O przyjaźni księdza Jana z Patrykiem Galewskim

Johnny i Patryk zaprzyjaźnili się, choć jednemu nigdy nie było po drodze do łamania prawa, a drugi szerokim łukiem omijał Kościół. Jak się okazuje nie to stanowiło istotę ich relacji i przyjaźni, bo też nie to definiowało ich jako ludzi. Okazało się, że te dwie jednostki z dwóch zupełnie różnych światów łączy potrzeba miłości i pragnienie dobra oraz nadziei. Ksiądz Jan przechodził do wieczności – w którą wierzył, mimo tego, że tak jak każdy umierający widział przed sobą tylko czarną dziurę, wielką niewiadomą.

Jego umieranie zbiegło się w czasie z odrodzeniem innego człowieka, zupełnie już pozbawionego chęci do życia. Sądzę jednak, że tak naprawdę to odrodzone życie jest tym samym, które umarło. Ono nigdy z tego świata nie odeszło. Zostało tylko przekazane komuś innemu i niezależnie od religijności czytelnika, myślę, że prawdą jest stwierdzenie, że w tym właśnie sensie wiara czyni cuda. A zwłaszcza wiara w drugiego człowieka! Wiara w siebie to za mało w momencie, w którym mierzymy się ze swoją kruchością i małością. Potrzeba jakiejś jeszcze wiary, która wleje w człowieka siły do domknięcia otwartych spraw. I taką wiarę ksiądz Kaczkowski znalazł w Bogu, którego widział poprzez Patryka, poprzez swoich chorych podopiecznych, poprzez pracowników, rodzinę i przyjaciół. Tam był jego Bóg. W nich pokładał swoją nadzieję.

Miłość, czyli przepis na cud!

Słyszałem, że do świętości potrzeba udokumentowanych cudów. Ale co dziś jest cudem? Mnie mówili, że niemożliwa jest moja resocjalizacja. Sąd, wszyscy. Sam w to nie wierzyłem, ale on uwierzył. (…) Dla mnie to cud. Johnny mnie nauczył, że cuda można wypracować, wydobyć, wywołać miłością. Obecnością. On tego dokonał i ja jestem dowodem.

Powyższy fragment książki Kraszewskiego obrazuje myśli wspomnianego już Patryka Galewskiego, który sam siebie nazywa dowodem cudów sprawianych świętością księdza Jana. Patryk jest dziś szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci, z których najstarszym jest syn, Janek (imię nieprzypadkowe). Patryk porzucił nałogi i z petardą podchodzi teraz jedynie do swojej wielkiej pasji, jaką jest gotowanie. Dla zainteresowanych jego osobą ciekawa może wydać się książka kucharska jego autorstwa “Kuchnia na pełnej petardzie”. Nie jest to bowiem taki zwykły zbiór przepisów. W książce tej odnaleźć można opowieść o wyboistym życiu Galewskiego, który spełnia się poprzez kuchnię. W opisie wydawnictwa czytamy:

“Kuchnia na pełnej petardzie” to fantastyczna historia opowiedziana poprzez smaki i zapachy. Dowiecie się z niej, o jakich potrawach Patryk marzył w więzieniu, co gotował dla podopiecznych księdza Jana, jakie dania przyrządza dla gości swojej restauracji, a co gotuje w domu, dla żony i dzieciaków.

“Johnny” z papieru na wielki ekran!

Na koniec warto wspomnieć, że historia Patryka i Johnnego zainspirowała nie tylko Kraszewskiego, nie tylko czytelników, ale też filmowców. Adaptacja książki (pod tym samym tytułem) okazała się wielkim sukcesem – wielokrotnie nominowana i nagradzana. Szczególne laury spadły na Dawida Ogrodnika, który wcielił się w księdza Jana i zagrał go z niezwykłą wnikliwością i wrażliwością. Wcześniej aktor zapoznał się z wszystkimi dziełami Kaczkowskiego, wywiadami z nim i bliskimi mu ludźmi, którzy pozwolili mu odczuć klimat środowiska, w jakim żył grany przez niego bohater. Film wciąż grany jest w niektórych kinach, więc zainteresowanych zachęcam do oglądania. Ale w pierwszej kolejności – oczywiście – do czytania! Książka dostępna jest TUTAJ.

Na koniec pozostawię tu cytat Macieja Kraszewskiego – autora książki i scenariusza – którego intencja, z jaką tworzył “Johnny’ego”, być może uzmysłowi dla kogo skierowana jest ta opowieść:

Napisałem tę historię, aby nawet najbardziej zdołowany człowiek uwierzył, że nowe, dobre życie może się rozpocząć w trudnych do wyobrażenia, ekstremalnych okolicznościach. To opowieść o zwycięstwie życia i miłości. Historia prawdziwa.
Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować