Strona główna » „Priscilla. Elvis i ja”. Premiera książki, na podstawie której powstał film Sofii Coppolii, już w lutym
Biografie Ciekawostki Zapowiedzi i nowości

„Priscilla. Elvis i ja”. Premiera książki, na podstawie której powstał film Sofii Coppolii, już w lutym

Priscilla. Elvis i ja

Elvis Presley to człowiek, którego nie trzeba przedstawiać. Wieli gwiazdor rock’n’rolla, dla którego świat oszalał. Za każdym niezwykłym człowiekiem często stoi jednak szereg jego cichych pomocników albo… ofiar. W książce „Priscilla. Elvis i ja” była żona słynnego piosenkarza opowiada o małżeństwie, które przyniosło jej raczej ból i samotność, niż poczucie bycia kochaną. Na podstawie książki stworzono film reżyserowany przez Sofię Coppolę, cenioną m.in. za „Przekleństwa niewinności”, „Między słowami” oraz „Marię Antoninę”. W filmie „Priscilla” tytułową rolę zagrała Cailee Spaeny, a w Elvisa Presley’a wcielił się Jacob Elordi, znany z serialu „Euforia” oraz filmu „Saltburn”. Książka „Priscilla. Elvis i ja” ukaże się już 15 lutego 2024 roku.

Książka o Priscilli Presley

W 2022 roku znów zrobiło się o Elvisie Presley’u głośno, a to głównie za sprawą filmu Baza Luhrmanna „Elvis”. Filmowa biografia króla rock’n’rolla okazała się sukcesem, choć przedstawiała tylko wycinek prawdy. Luhrmann ukazał Elvisa jako pełnego pasji chłopaka, który chce realizować marzenia i pada ofiarą swojego podstępnego menadżera, odpowiedzialnego za wpędzenie piosenkarza w pracoholizm i uzależnienie od leków, co ostatecznie przyczyniło się do jego śmierci. W książce „Priscilla. Elvis i ja” narrację nad tą opowieścią przejmuje Priscilla Presley, której życiowym zadaniem przez długi czas było pozostawanie w cieniu męża, nie wychylanie się i spokojne wykonywanie jego poleceń. Kobieta pokazuje drugą stronę pięknego obrazka, jakim dla wielu było jej małżeństwo z Elvisem. Okazuje się, że za kulisami Elvis Presley nie był wcale tak sympatycznym i wrażliwym człowiekiem, na jakiego pozował.

Priscilla opisuje, jak poznała dwudziestoczteroletniego Elvisa, sama mając zaledwie czternaście lat. Mężczyzna zawrócił jej w głowie i jeszcze przed skończeniem szkoły młodziutka Priscilla Beaulieu zamieszkała z Elvisem, z dala od domu i rodziców. Co ciekawe, ich relacja nie opierała się na pociągu seksualnym do młodszej, niewinnej dziewczyny, o co można by Elvisa posądzić, ale na cierpliwym i konsekwentnym wychowywaniu sobie przyszłej żony – posłusznej, oddanej i co najgorsze, pozbawionej swojego własnego zdania. Elvis od początku znajomości z Priscillą podawał jej różne tabletki, a ona często nie pytała nawet, co zawierają. Była dla niego jak naturalnych rozmiarów lalka, którą ubierał, czesał i traktował według własnych upodobań. Wewnątrz niej dojrzewało jednak poczucie tożsamości, które z czasem coraz wyraźniej dawało o sobie znać i musiało w końcu doprowadzić do rozpadu ich małżeństwa.

„Priscilla” – nowy film Sofii Coppoli

O Sofii Coppoli mówi się nieraz, że miała stosunkowo łatwy start, biorąc pod uwagę wcześniejszą karierę jej ojca. Francis Ford Coppola, znany głównie jako reżyser „Ojca chrzestnego” i „Czasu apokalipsy” wprowadził córkę w filmowy świat, aż sama stała się niezależną (i naprawdę dobrą) twórczynią. Jej filmy zwykle skupiają się na bohaterkach kobiecych i wytwarzają specyficzną, dziewczyńską aurę. Zdaje się, że głównie dzięki zdolności do kreowania niezwykłego nastroju w swoich produkcjach, Coppola zasłużyła sobie na miano świetnej reżyserki. W „Priscilli” Coppola kontynuuje typową dla siebie tematykę – po raz kolejny oglądamy świat oczami młodej dziewczyny, której nadzieje przerastają rzeczywistość.

Seans „Priscilli” Coppoli to tak naprawdę klaustrofobiczne doświadczenie, a odczucie to związane jest z zamknięciem, w jakim żyła żona Elvisa Presley’a. Jest to też – jak słusznie zauważyła Klara Cykorz – „studium dziewczyńskiej nudy”. Priscilla żyła bowiem poza tym, co Luhrmann zobrazował w „Elvisie”. Nie przebywała wśród zgiełku i świateł. Jej codzienność wyznaczała przede wszystkim nieobecność ukochanego, od którego uzależniła całe swoje życie i poczucie własnej wartości. Priscilla, jako żona Elvisa, była królewną zamkniętą w wieży, ale jej książę zamiast uratować ją z opresji, jedynie budował wokół niej kolejne mury. Natomiast pokrzywdzony i zbuntowany w filmie Luhrmanna Elvis, w wydaniu Sofii Coppoli staje się nieobliczalnym brutalem i egoistą, skupionym nie tyle na pasji do muzyki, ile na samym sobie.

Książka „Priscilla. Elvis i ja”, na podstawie której powstał nowy film Sofii Coppoli, jest dostępna tutaj.

Fragment książki „Priscilla. Elvis i ja”

– Dłużej nie wytrzymam! Nie chcę już tego słuchać! Mam dość twojego monotonnego głosu! Doprowadza mnie to do szału! – Wpadłam w histerię i zaczęłam szarpać się za włosy jak obłąkana. – Co widzisz? – spytałam ostro. – Powiedz mi, co widzisz.

Wpatrywał się we mnie spod na wpół przymkniętych powiek.

– Wariatkę, cholerną szaloną wariatkę – odpowiedział niewyraźnie z powodu tabletek nasennych. Upadłam na kolana obok niego i krzyknęłam:

– Nie, Elvisie, nie wariatkę, tylko kobietę, która potrzebuje miłości i chce czuć się pożądana przez swojego mężczyznę. Przecież możesz mieć zarówno swoje książki, jak i mnie.

Proszę, nie każ mi błagać – rozpłakałam się. – Naprawdę cię potrzebuję i pragnę.

Gdy zakończyłam swoją tyradę, usłyszałam tylko dobiegającą z radia cichą religijną muzykę. Spojrzałam na niego.

Zapadł w głęboki sen.

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Maria

“U mnie jest blisko z serca do papieru” - napisała Agnieszka Osiecka, a ja, jako jej wierna i oddana fanka, powtarzam te słowa za nią. Jestem miłośniczką słów i wszelkiego rodzaju konstelacji, które mogą z nich powstać. Studiując filmoznawstwo przekonałam się, że nie tylko sama sztuka jest czymś fascynującym, ale również - jeśli nie bardziej – nauka o niej. Spośród wszelkiego typu literatury najbardziej fascynuje mnie jej teoria, a zaraz potem filozofia i poezja. Mając trzynaście lat zapisałam w swoim pamiętniku: “wiem jedno, jestem uzależniona od pisania”. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wciąż notuję wszystko, co zauważę, podążając zgodnie za słowami Terry’ego Pratchetta, który stwierdził, że najlepsze pomysły kradnie się rzeczywistości, która na ogół prześciga fantazję. Jestem marzycielką i z natury chodzę z głową w chmurach, więc często zakładam życiową prozaiczność na swoje barki, żeby jej ciężar pomógł mi wrócić na ziemię. Z reguły jestem uważana za osobę towarzyską, ale mało kto dostrzega, że najswobodniej czuję się w obecności Davida Bowiego, Jamesa Barrie i Salvadora Dali. Gdy ludzie pytają mnie o sztukę, odpowiadam – to moja dobra przyjaciółka. W końcu nie raz uratowała mi życie...

Skomentuj

Kliknij tutaj, by skomentować